Narkotyki jako pretekst do ewikcji Nory219(A)

Na kilka dni przed pełnym unicestwieniem Nory, policja, leśnicy i granicznicy wkroczyli na teren obozu twierdząc, że dostali zgłoszenie w sprawie obecności substancji psychoaktywnych na miejscu. Część osób starała się odpowiedzieć na to ze spokojem, otwarcie konfrontując się ze służbami, część chcąc uniknąć spotkania oddała się leśnym przechadzkom, część wspięła się na konstrukcje nadziemne. To był drugi raz w tym roku, kiedy służby wtargnęły do obozu w ten sposób. Trzeci raz stał się okazją do zaangażowania dodatkowo arborystów i straży pożarnej, do agresywnego wyciągania osób z domków na drzewach, do celowania do osób z broni palnej.
Osoby aktywistyczne pozostawały spokojne wedle możliwości, doświadczając parogodzinnego zatrzymania na terenie obozu, i dłuższego, na samej komendzie. Przypominały sobie nawzajem o niewchodzeniu w zbyteczne gadki z mundurowymi, parę osób jednak nie trzymało się tego- czy to z nerwów, strachu, czy braku świadomości, że cokolwiek, co zostanie powiedziane, może zostać wykorzystane przeciwko nam. Że prawo do zachowania milczenia wobec tych, którzy nas krzywdzą, jest podstawową praktyką troski o siebie i inne osoby. Podczas przetrzymywania w kajdankach osoby zajmowały się sobą nawzajem, troszcząc się o to, czy reszta czuje się względnie w porządku, wobec takich okoliczności. Część była jednak widocznie złamana, niezdolna do utrzymania kontaktu wzrokowego- utracenie swojej bezpiecznej przestrzeni i wizja zagrożenia tak bogatego ekosystemu jest dewastującym doświadczeniem. Z czasem osoby zaczęły oddawać się wspólnym śpiewom, skandowaniu haseł i wzajemnemu podnoszeniu się na duchu poprzez kpiny z tych, którzy z ramienia stanu oddawali się przeprowadzaniu tej głupiej procedury; zwieńczeniem byli arboryści kłócący się między sobą “ty wchodzisz na to drzewo” – “nie, ty wchodzisz” w przestrachu przed własną niekomptenecją lub może duchem istoty, którą napotkają na wysokości. Ich miotanie poskutkowało porwanymi portkami (brutalne zachowania pał w cywilu powinny rozpierdalać im ich brzydkie ciuchy!), całości tej karuzeli zdarzeń dopełniła żenująca popowa muzyka w policyjnej suce (a więc tak radzą sobie z tą opresyjną pracą?)
Osoby zatrzymane po przewiezieniu zostały stłoczone w biurze komendy, zrobiły więc użytek ze znalezionego tam czajnika, gniazdek i wziętych z sobą przekąsek; dzieliły się ze sobą kłamstwami, które mundurowi im serwowali- “wszystkie twoje koleżanki już nam wszystko opowiedziały”, “zebraliśmy DNA pozostałych”, “deportujemy cię” etc.
Wszystkie osoby zostały wypuszczone jeszcze tej samej nocy, oprócz jednej, która musiała czekać na innej komendzie na kontakt z ambasadą w celu potwierdzenia jej tożsamości. Następnego dnia osoba starała się o osobisty kontakt z ambasadą- pomimo oporu stawianego przez nią rządowym organom jako takim, chciała dać polskim służbom odczuć, że w sprawę zaangażowana jest ważniejsza od nich, w ich hierarchii, instancja. W miedzyczasie osoba dostała ciepłe wege jedzenie, herbatę, możliwość wzięcia prysznica, czystą bieliznę i podwójną celę, w której była sama, ze swoją książką i ciężkimi emocjami. 
Niestety służby znalazły na terenie obozu plecak tej osoby, z jej osobistymi rzeczami, w tym 0,25g haszu. To jedyna nielegalna substancja, do której posiadania przyznała się którakolwiek z osób zatrzymanych podczas ewikcji. “Dealerska” ilość narkotyków i waga jubilerska znalezione przez mundurowych pod przyczepą są mało mówiąc podejrzane. Zdarzało się, że infiltratorzy dowolnego rodzaju podejmowali próby podłamania ruchów od środka poprzez podrzucanie nielegalnych substancji, maczystowskie zachowania, odwracanie uwagi, sianie przestrachu i nieufności przez dezinformację- to wszystko w celu oddzielenia nas od siebie nawzajem i dopełniania dzieła swoich desktrukcyjnych dla życia zachowań. Wracając, konsekwencjami znalezienia haszu była grzywna w wysokości €220/600zł, opłacona z prywatnej kieszeni osoby, oraz utracenie przez nią leczniczej substancji używanej dla poprawy nastroju i ukojenia snu. Warto wspomnieć, że osoby okupujące podczas zatrzymania wyzywane były od “ćpunów” z racji na pretekst całej ewikcji, i że pojęcie to było rozczarowująco nadużywane przez służby. 
Nasza walka o bioróżnorodne, wartościowe przyrodniczo przestrzenie jest intersekcjonalnie związana z tą kierowaną na rządową “wojnę z narkotykami”. Chcemy świadomej rewolucji, chcemy stawać naprzeciw toksyczności tak naszej, jak naszych środowisk, toksyczności, która doprowadza społeczeństwa do choroby. Jesteśmy w relacji wzajemnej zależności ze światem roślin. Niezależnie, czy i które rośliny zostaną uznane za legalne, czy nielegalne, bardziej będziemy martwić się o zasady wypracowane w naszej społeczności, znającej się wzajemnie i dążącej do wspólnych celów. Ogólnych- ochrony środowiska naturalnego, a w kontekście Nory219a, i okolicznych jej polskich terenów przygranicznych- queerowych, kochających wolność, wspaniałych istot które je zamieszkały. 
Towarzyszki czekały pod komendą na ostatnią osobę noc po zatrzymaniu i następny dzień, zdane na zdawkowe informacje udzielane przez jednego z policjantów. Nadleśnictwo tak tę osobę, jak wiele innych, postawiło przed kłamstwem, wedle którego wartościowa część ich dobytku osobistego (w tym śpiwory, karimaty, ubrania, książki etc) miała zostać przekazana dla policyjnych czynności na czas tygodnia po ewikcji. Rzeczywistość pokazała, że zatrzymane rzeczy zostały umieszczone w trzykabinowej ciężarówce i przewiezione do spalenia. 
Dzięki przekopaniu się przez stertę rzeczy uznanych przez nadleśnictwo za “śmieci”, zwaloną za budynkiem, udało się odzyskać parę plecaków, część sprzętu wspinaczkowego i elektronikę. Ta sytuacja, drugiego dnia po ewikcji, poskutkowała kolejną konfrontacją ze służbami. 
Wilczyce jednak nie zaprzestają swojego wycia; odzyskany baner “destroy patriarchy not the nature” został zawieszony wysoko wieńcząc miejsce, w którym kiedyś było serce okupacji. I został zdjęty kilka dni później przez klimatycznych zbrodniarzy. Nasz proces regeneracji, zdrowienia i wzmacniania się wzajemnie trwa. Wszystkie wiemy, że odebrane mogą zostać nasze banery i konstrukcje na drzewach, że możemy być wyzywane i uciszane. Wiemy też, że nikt nie odbierze nam naszej wizji i miłości do dzikiej, pięknej, wolnej i queerowej przyszłości którą żarliwie kontynuujemy budować!
 
This entry was posted in Uncategorized. Bookmark the permalink.